Carol - recenzja filmu
Wypełnić emocjonalną pustkę
Todd Haynes jest od lat uważany za jednego z ciekawszych twórców kina niezależnego, którego każda produkcja wzbudza nie tylko liczne kontrowersje, ale i zainteresowanie. "Carol" bez wątpienia jest wyłomem w jego karierze – historia homoseksualnej miłości staje się przykładem emocjonalnej atrofii i pozbawionym jakiegokolwiek napięcia kolejnym nudnym, nic nie wnoszącym głosem w ważnej sprawie. |
Dał o sobie znać z prawdziwym przytupem. Wyreżyserowane przez niego w 1987 roku zuchwałe "Superstar: The Karen Carpenter Story" ukazywało walkę z anoreksją amerykańskiej gwiazdy pop Karen Carpenter, gdzie dramat odegrały... lalki Barbie. Produkcja zrobiła spore zamieszanie na przeróżnych festiwalach filmowych, jednak z uwagi na pozew brata Karen, Richarda, nie weszła do szerszej dystrybucji.
Jeszcze więcej kontrowersji wywołał pełnometrażowy debiut Haynesa. Jego "Poison" oparte na transgresywny twórczości Jeana Geneta, stało się celem ataków prawicowych ugrupowań w USA. Zabawa gatunkową konwencją szokowała tym razem za sprawą odważnych, pornograficznych scen.
Dziś Haynes po raz kolejny sięga po tematykę LGBT, tym razem mając jednak do dyspozycji jedne z najlepszych aktorek Ameryki – Cate Blanchett i Rooney Marę. Pytanie, czy potrafi to wykorzystać?
Sęk w tym, że nie. Film powstał na podstawie powieści Patricii Highsmith "The Price of Salt" z 1952 roku, która bardzo odważnie, jak na tamte czasy, uwydatniała w swojej twórczości wątki lesbijskie i feministyczne. Tymczasem tutaj, znany z tak prowokacyjnych i transgresywnych filmów reżyser prezentuje do bólu przewidywalny i przede wszystkim nudny romans lesbijski, który przyjemnie ogląda się przede wszystkim za sprawą olśniewających dekoracji Nowego Jorku lat 50. I tak jak główne bohaterki będą poszukiwały uczucia, które pozwoli im w pełni żyć, tak widz podczas seansu będzie nieustannie próbował wypełnić czymś tę emocjonalną pustkę, którą nacechowany jest ten film – a to popijając colę, przegryzając popcorn czy żując kolejne kolorowe żelki. |
W "Carol" historia miłosna zawiązuje się dosyć banalnie – w domu handlowym podczas szaleństwa bożonarodzeniowych zakupów. Naznaczone nieśmiałą fascynacją przypadkowe spotkanie zamożnej mężatki Carol (Cate Blanchett) i młodej sprzedawczyni Therese (Rooney Mara) przerodzi się w pełen namiętności, niebezpieczny związek, który pozostawi po sobie wiele ofiar po obu stronach.
A niegdysiejsze reżyserskie eksperymenty z narracją, liczne aluzje i zaprzeczenia obiektywnej prawdy na rzecz niedopowiedzeń i niejednoznaczności, dziś zastępuje grzeczna elegancja i wyzbyta z emocji hollywoodzkość, zarówno jeśli chodzi o podejście do tematu lesbijskiej miłości, jak i w odniesieniu do formy filmu.
Sam romans nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Już na etapie obsadzania castingu wydaje się niezbyt trafiony. Zarówno Cate Blanchett, jak i Rooney Mara, choć niewątpliwie utalentowane, pełne uroku i zjawiskowo piękne, mają dość specyficzną urodę, przez którą sprawiają wrażenie raczej zdystansowanych i chłodnych, a co za tym idzie – pozbawia ich związek pożądanej chemii, która pozwalałaby widzowi uwierzyć w łączące je uczucia. Sama homoseksualna fascynacja dwóch kobiet również wydaje się być w filmie bardzo dziwna i nie do końca trafiająca we właściwe nuty. Obie panie zdają się bowiem traktować swój związek jako odskocznie, zastępstwo głęboko skrywanych pragnień, których za żadne skarby nie mogą osiągnąć. Carol znacznie częściej będzie bowiem przypominała znudzoną życiem dojrzałą, dystyngowaną matkę, która wypełnia kochanką puste miejsce po swojej małej córeczce. Z kolei grana przez Marę Therese zdaje się być naiwną młodą artystką, która wiąże się z dominującą Carol wyłącznie ze względu na swoją uległość oraz drażniącą pasywną postawę. Do niedawna w świecie Haynesa seksualność i szeroko pojęta inność stanowiła niebezpieczną siłę, która zdolna była przekraczać normy społeczne, będąc równocześnie często bardzo brutalnie tłumiona przez otoczenie, jak i tego, kto tę odrębność w sobie odkrywał. Reżyser często prezentował także artystów jako siłę, która jest w stanie coś zmienić i dać szansę wolności osobistej i społecznej. Tutaj również mamy do czynienia z wątkiem artystycznym – Therese jest przecież fotografką – jednakże nic z tego tak na dobrą sprawę nie wynika, przez co tak wyraźny w poprzednich filmach obiekt fascynacji Haynesa zdaje się ulec zatarciu. Reżyser, niegdyś daleki od filmowej normalności, dziś staje bowiem po szyję w głównym nurcie, co samo w sobie nie jest złe, jeśli tylko potrafi zaciekawić i sprowokować widza do myślenia, szukania odpowiedzi. Tymczasem "Carol" jest od tego bardzo dalekie, a swoim chłodem jedyne co powoduje, to ziewanie. Pozbawiony emocji dramat o miłości dwóch kobiet znacznie lepiej ogląda się bowiem jako opowieść o konsekwencjach, jakie musimy ponieść, idąc śladami swoich namiętności i pragnień, bez względu na płeć czy orientację.
Ocena:
|
CAROL (2015)
Tytuł oryginalny: Carol
Reżyseria: Todd Haynes
Obsada: Cate Blanchett, Rooney Mara, Kyle Chandler, Jake Lacy, Sarah Paulson
Źródło zdjęć: materiały dystrybutora
18 lutego 2016
Zobacz także:
|
|